Za oknami już prawdziwa wiosna! ;) Jako osoba, która zdecydowanie nie lubi zimna, jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. W końcu po tak długiej przerwie mogłam wyciągnąć ramoneskę, która pasuje oczywiście do wszystkiego! Ja moją kupiłam na allegro za bezcen, bo miała niezbyt ładny kołnierz z białym miśkiem. Kilka cięć, kawałek eko skóry i ramoneska wygląda tak, jak sobie tego życzyłam :). Do tego biała bluzeczka z koronką, burgundowe rurki i jazzówki DIY.
Kołnierz PRZED metamorfozą (zdjęcie zaczerpnięte z Internetu):
Jako, że za oknem coraz cieplej pomyślałam, że jest to już odpowiedni moment na wyciągniecie lżejszych butów z dna szafy. Od kilku sezonów niewątpliwym hitem są męskie buty w damskiej garderobie. Moimi ulubieńcami są jazzówki. Ja swoje kupiłam w H&M na jakiejś promocji za 40zł i służą mi już kilka lat :) Postanowiłam nadać im trochę świeżości. Sposób bardzo łatwy i tani! Mogę zagwarantować także jego trwałość, bo w tak zrobionych butach przechodziłam już poprzednią wiosnę i jesień, dlatego dzielę się z Wami sprawdzonym pomysłem! ;)
Gala Amber Look Project już za nami i tym samym kolejny udany pokaz zrealizowany! Było bardzo profesjonalnie i to był dla mnie wielki zaszczyt, że mogłam wziąć udział w takim wydarzeniu.
Zaprezentowałam kolekcję RE-CAN, w której głównie skupiłam się na biżuterii wykonanej z ALUMINIOWYCH PUSZEK z recyklingu oraz bursztynu bałtyckiego. Za inspirację posłużyła mi zbroja średniowieczna i tak na każdej sylwetce umieściłam inny element z niej zaczerpnięty. Mocne elementy biżuteryjne zestawiłam z delikatnymi i prostymi formami ubioru.
To nie był pierwszy raz, kiedy puszka posłużyła mi jako materiał wyjściowy do biżuterii.
Naszło mnie dzisiaj na przemyślenia. Dosyć głębokie przemyślenia.Wydaję mi się, że niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo wymagającym zawodem jest zawód Projektanta. Ja sama również kiedyś tak myślałam, stąd nazwa mojego bloga - Shallow Empty Love - Fashion (Płytka, Pusta Miłość - Moda). Przez długi czas miałam nawet wyrzuty sumienia, że inni otrzymują talenty i powołania do bycia lekarzami, strażakami, ludźmi, którzy pomagają drugiemu człowiekowi, a ja mam zajmować się ciuchami. Jakie wydawało mi się to wtedy niesprawiedliwe!
Walczyłam z tym długo. W liceum chodziłam do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, w planach na przyszłość upatrywałam Politechnikę i zostanie Inżynierem, a szycie spychałam do rangi hobby. W mojej rodzinie nigdy nie było artystów. Wszyscy twardo stąpali po ziemi i zostanie tymże "artystą" było dla mnie pojęciem abstrakcyjnym. Z szyciem coś wspólnego miał jedynie mój Dziadek, jednak nigdy nie dane mi było go poznać. Nikt nie brał na poważnie tego, że chce być projektantem. Kiedy pytałam o radę, w którą stronę mam pójść, prawie zawsze słyszałam: Politechnika, Ekonomia, studia, po których będziesz mieć pracę. Wybierając kierunek z pomocą przyszła Politechnika Łódzka. Okazało się, że mogę połączyć moje 'hobby', które i tak już było całym moim życiem z 'realnymi planami na przyszłość'. Nie byłam jednak przekonana do Łodzi, strasznie chciałam mieszkać we Wrocławiu i niebardzo przyłożyłam się do egzaminów wstępnych na Wzornictwo, które zawaliłam. Początkowo się cieszyłam, bo problem sam się rozwiązał. Poszłam na Ekonomię do Wrocławia. Myślałam wtedy, że nauczę się, jak funkcjonuje rynek i jak prowadzić własną działalność. Byłam również przekonana, że po co mi studia artystyczne, przecież umiałam już szyć i projektować. W jakże wielkim byłam błędzie! Studia ekonomiczne okazały się wielką klapą. To był totalnie nie mój świat, a ja czułam się tam jakbym była z innej bajki. Postawiłam więc wszystko na jedną kartę, ponownie podeszłam do egzaminów wstępnych i dostałam się na Wzornictwo na PŁ.
Teraz, kiedy kończę już te studia, jestem bardzo zadowolona z mojego wyboru. Jestem rok do tyłu, ale co to jest rok w życiu młodego człowieka? I przede wszystkim, czym jest rok w porównaniu do lat, które straciłabym na Ekonomii.
Wracając jednak do głównego tematu moich przemyśleń. Zawód Projektanta, albo może raczej droga do zostania Projektantem to straszna harówa! Boli mnie przekonanie, że to taki lekki i przyjemny zawód, w którym się nie narobisz, a zarobisz. Może i tak jest, w niektórych, pojedynczych przypadkach, ale jeżeli człowiek dochodzi do tego sam, od podstaw, to jest to bardzo mylne i krzywdzące myślenie. Jestem teraz na etapie, w którym sama dopiero przekonuję się na własnej skórze, jaką trudną drogę sobie wybrałam. I nie mam na myśli tego, że to wąski rynek i ciężko się przebić. Nie, Mam na myśli na prawdę ciężką fizyczną i psychiczną pracę. Projektowanie ubioru to nie tylko proste rysowanie laleczek na papierze. To ogromna wiedza na temat materiałów, technologii, anatomii, psychologii, kompozycji. Dodatkowo, początkujący projektant, żeby stworzyć kolekcję musi SAM wykonać pracę kilku osób, które każde osobno zajmuje się tym zawodowo. Musi być projektantem, konstruktorem, krojczym, szwaczką i prasowaczką w jednym. Kiedy masz już swoją firmę, zatrudniasz do tego ludzi, ale żeby mieć tę firmę, najpierw trzeba na to zapracować.
Bardzo cieszę się, że doszłam do takiego momentu. Uczę się pokory i jednocześnie ginie we mnie przekonanie, że moja życiowa droga jest zbyt łatwa. Obecnie tworzę nową kolekcję. Nie śpię po nocach, pracuję 24h/dobę, a jak akurat nie jestem krawcową czy konstruktorem, to w myślach znowu jestem projektantem. Wybrałam zawód, którego nie da się odłożyć na bok. Jest on integralnie związany z moim codziennym życiem. Nie jest on prosty i banalny, ale wymagający i bardzo złożony, a ja jestem przeszczęśliwa, że taki właśnie okazał się być! :)
Dzisiaj przedstawiam Wam moje ulubione ćwiczenie, jakie miałam okazję realizować na przedmiocie Projektowania Ubioru przez cały tok studiów. Temat brzmiał "Wpływ konstrukcji na formę ubioru", a głównym zadaniem było zaprojektowanie wyjściowych cięć konstrukcyjnych, które miały być bazą do stworzenia 15 różnych stylowo ubiorów.
Mieliśmy narzuconych kilka z nich, które musiały znaleźć się w projekcie (sport, mała czarna, styl marynarski, styl romantyczny, safari, ubiór 3-kolorowy, ubiór 5-kolorowy), a reszta zależała już od nas indywidualnie.
Było to dla mnie bardzo przyjemne i rozwijające zagadnienie. Pamiętam, jak podekscytowana poszukiwałam różnych stylów i nurtów w modzie i starałam się przełożyć je na moją konstrukcję.
W każdym projekcie musiały być zachowane te same cięcia, których nie można było modyfikować, tzn. że po rozłożeniu każda forma wyglądałaby tak samo. I tak tworząc jedną konstrukcję, można by było na jej podstawie uszyć wszystkie 15 projektów. Wprowadzenie zmian polegało jedynie na możliwości modyfikacji długości dołu wyrobu jak i rękawów, rozcięcie wzdłuż linii konstrukcyjnej oraz dodania elementów dodatkowych takich jak: suwaki, kieszenie, patki, falbanki itp.
Na zaliczenie wybieraliśmy jeden projekt i go odszywaliśmy, ja postawiłam na biało-czarną, młodzieżową wersję.